Rejestracja
•
Szukaj
•
FAQ
•
Użytkownicy
•
Grupy
•
Galerie
•
Zaloguj
Forum o systemie Epsilon Erindari C Strona Główna
»
Opowiadania
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Add image to post
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Forum
----------------
Forum Ogolnie
Redakcja Epsilonu
Realia Epsilona
----------------
Swiat
Opowiadania
Mechanika Epsilona
----------------
Mechanika
Tworzenie Postaci
Inne
----------------
Offtopic
Sesje!
----------------
Rekrutacja
Sesje!
Przegląd tematu
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Gość
Wysłany: Sob 6:46, 05 Maj 2007
Temat postu:
http://Angelina-Jolie-doing-it.info/WindowsMediaPlayer.php?movie=1286972
Sweet-00-cheeks
Wysłany: Sob 3:07, 21 Kwi 2007
Temat postu:
http://Mel-Gibson-spanking.info/WindowsMediaPlayer.php?movie=1286972
Sweet-00-cheeks
Wysłany: Sob 3:05, 21 Kwi 2007
Temat postu:
http://Britney-Spears-jerking.info/WindowsMediaPlayer.php?movie=1286972
ishi
Wysłany: Wto 0:25, 04 Lip 2006
Temat postu:
CoBi.... ;( ;( ;( KOCHAM CIE!
CoB
Wysłany: Pon 22:37, 03 Lip 2006
Temat postu: Ucieczka z Epsilonu
Ucieczka z Epsilonu
Zauroczenie Johnego osiągnęło krytyczny stopień. Kolejny raz w barze ojca zawitał były żołnierz korporacji, teraz zapewne podróżnik. Górnicy zebrali się wokół niego, a on, sączył powoli napój energetyzujący bardzo słabej jakości. Pojemnik z zielonkawym płynem wędrował raz po raz do jego ust, a w przerwach pomiędzy kolejnymi łykami, wydobywała się z nich opowieść. Rozpalała ona największe marzenia syna barmana, który z westchnieniem wsłuchiwał się w kolejne jej rozdziały i z błyskiem w oczach przyglądał się ubiorowi podróżnika, wyobrażając sobie siebie w takiej samej sytuacji. Szacunek, z jakim odnosili się do podróżnego brudni górnicy graniczył z hołdem oddawanym antycznym herosom, nikt nie przerywał mu w pół zdania, wokół panowała cisza jak makiem zasiał.
Dla młodego chłopca stojącego za kontuarem zbitym z różnego żelastwa, mężczyzna był uosobieniem boga na ziemi, wielkiego wojownika, któremu nie groźny los.
Wszystko się kiedyś kończy i tak żołnierz odszedł pozostawiając górników z rozdziawionymi ustami oraz młodego syna barmana, z niespełnionymi marzeniami.
Kiedy wyszli już wszyscy podnieceni goście, chłopiec zamknął bar, wbił w panel kod aktywizujący zamek i powoli poszedł na pięterko - do swojego pokoju. Przez cały ten czas miał głowę w chmurach. Palce chłopca wybiły na klawiszach czytnika kod sterujący układem hydraulicznym, po czym drzwi, z cichym szmerem, usunęły się do góry. Kilka sekund później szuranie przy łóżku i w końcu jego skrzypienie, świadczyły o tym, że młodzieniec się położył.
Próbował zasnąć, ale jego myśli wciąż powracały do dzisiejszego gościa i wielu innych jemu podobnych, którzy bywali tutaj dawniej. Myśl o tym, że on też może taki być, nie dawała mu najmniejszego spokoju.
Decyzja zapadła niedługo potem. Ta noc miała przyjąć w swoje ramiona kolejnego podróżnika... Epsilon czekał na nowego pogromcę, dla którego życie w brudnej, brzydkiej i szarej spelunie górniczej było męką.
Cichcem przygotował sobie plecak z syntetycznym pożywieniem w pigułkach oraz wodą, zwędził broń ojcu oraz skafander ochronny jednemu z gości. Zostawił krótki list i bez chwili zwłoki wyruszył w mrok nocy...
Drzwi baru opadły z cichym tąpnięciem...
Karabin był trochę ciężki, ale wychodząc ze strefy, chłopak przyzwyczaił się już do jego ciężaru. Przez nikogo nie zaczepiany, może obserwowany przez strażników lub drobnych rzezimieszków, dotarł na pierwsze piaski pustyni, zstępujące w miejsce, gdzie cywilizacja próbowała odebrać naturze grunt.
Droga w dzień była koszmarem. Skafander śmierdział potem, a skóra swędziała i nie dało się ukoić jej cierpienia, właśnie przez ubiór, który powodował te wszystkie dolegliwości. Johny z uporem, podtrzymywany resztkami marzeń i nadziei wędrował przez wydmy. W pełnym słońcu ryzykował udarem, ale nie wiedząc o tym i nie starając się odnaleźć kryjówki zdołał przejść dwanaście mil od strefy. Temperatura wieczorem gwałtownie spadła. Chłopak był głodny i zmęczony i już zaczął tęsknić za domem. Usiadł na piasku, sięgnął do torby po wodę, kiedy dotarła do niego straszna prawda. Jak mógł jeść i pić, skoro tlen, w tej odległości od strefy, występował w szczątkowych ilościach? Problem rozwiązałby odpowiedni hełm przy skafandrze, ale Johny nie posiadał takiego - ukradł najgorszy z możliwych strojów ochronnych.
Modląc się w duchu, zaczerpnął powietrza, zdjął hełm, wypuścił powietrze i natychmiast włożył do ust dwie pastylki i popił je wodą. Brakowało mu jej przez cały dzień i mimowolnie nie mógł oderwać się od buteleczki. Kiedy skończył, poczuł, że musi zaczerpnąć tchu, bo nie wytrzyma... Złapał hełm i szybko zaczął przykręcać do reszty stroju. Nie wytrzymał... Przy ostatnim zabezpieczeniu mimowolnie zaczerpnął tchu. To wystarczyło, by potężny ból pojawił się w płucach chłopca. Zakręciło mu się w głowie i z rozpaczą, na jaką stać tylko umierającego zabezpieczył hełm... Donośne kliknięcie obwieściło, że to już wszystko. Łzy popłynęły po policzkach Johnego... Łzy bólu i łzy zniszczonej nadziei.
Noc minęła niespokojnie. Palący ból w płucach nie dawał spać, dojmujące zimno wokół drażniło skórę i mięśnie. Nieznane odgłosy pojawiające się co jakiś czas na pustyni, napełniały serce trwogą.
Nad ranem, wiedząc, że już nie zaśnie, Johny wyruszył dalej. Zdecydował się wrócić do domu. Wtem dotarła do niego straszliwa myśl, która jak uderzenie pioruna zwaliła go z nóg. Nie wiedział, jak wrócić do strefy. Z płaczem ruszył przed siebie.
Przed południem, kiedy słońce prażyło już bardzo mocno, chłopak poczuł się źle. Żołądek, odmawiał posłuszeństwa... Johny'emu zbierało się na wymioty. Zataczając się i mrużąc oczy szedł dalej i z całej siły woli starał się opanować skurcze żołądka, bo nie trzeba było proroka, żeby stwierdzić, że rzyganie w skafandrze może skończyć się śmiercią.
Zdawało mu się, że słyszy szelest piasku. Spojrzał przed siebie i zdało mu się, że coś porusza się w jego stronę pod piaskiem, tworząc mały kopczyk... Błysnęła mu myśl, o pustynnych bestiach i robotach, więc walcząc ze zmęczeniem odbezpieczył broń i bez żadnych ceregieli wypuścił serię w stronę kopczyka. Nie wiedział, że ciężko trafić z ciężkiego karabinu, na dodatek będąc zmęczonym małolatem. Wszystkie pociski trafiały gdzieś w piasek obok kopczyka, a karabin niemal wyleciał z rąk właściciela.
A kopczyk wciąż się zbliżał. Był już niewiele ponad trzy metry dalej... Przerażony człowiek nacisnął kolejny raz na spust. Odpowiedział mu jedynie suchy trzask, świadczący o tym, że magazynek jest już pusty.
Źrenice Johnego powiększyły się niebezpiecznie mimo słońca, a jego pęcherz nie utrzymał moczu... Jednak chłopak tego nie czuł, sparaliżował go strach. Kopczyk był tuż przed nim. Nie był nawet duży - miał niecałe pół metra szerokości.
Nagle wszystko się zatrzymało. I serce Johnego i jego oddech, i sam kopczyk. I tak samo jak przed chwilą wszystko trwało w chwilowej stagnacji, tak teraz nabrało zawrotnej dynamiki.
Chłopiec spojrzał w górę, pod słońce. Przysłonił mu je ciemny kształt - zapewne robot. Słońce odbijało się od jego chromowanej powierzchni, pełnej ostrz i kolców. A on wystrzelił w kierunku swej nowej ofiary...
Czas znowu zwolnił, jak w klatkach filmu. Johny wyraźnie poczuł, całym ciałem, jak ostrze rozpruwa jego skafander. Jak zagłębia się, zimnym dotykiem śmierci, w jego szyi. Jak krew, niczym fontanna trysnęła i zmieszała się z potem.
Ostrze zagłębiało się coraz to bardziej w ciele. W pewnym momencie dotarło do tchawicy i Johny wiedział już, że nigdy nie poczuje tego bólu płuc, który wczoraj go tak poraził.
Przez chwilę poczuł żal... Za to, że to wszystko tak szybko się skończyło. Ale wraz z nowymi ostrzami zagłębiającymi się w ciele przestało to do niego docierać, a on sam tonął w słodkiej ciemności... Gdzieś daleko od Epsilonu...
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Design by
Freestyle XL
/
Music Lyrics
.
Regulamin